373
piątek, 31 sierpnia 2012
Siła motywacji
Mieliście kiedyś tak, że kompletnie nic Wam się nie chciało, a wszystko wokół zdawało się być zupełnie bez sensu? Wyobraźcie sobie, że budzicie się rano i ... i nic. Leżycie, myślicie, potem śpicie dalej i tak w kółko. A wszystko dlatego, że zniknął jeden malutki czynnik motywujący Was do działania. Życie wcześniej mające sens, teraz zdaje się go nie mieć. I albo znajdziecie resztki energii by ów czynnik odzyskać, ewentualnie zastąpić go innym albo też poddacie się i zemrzecie. Sam nie wiem, co jest lepsze. Aczkolwiek osobiście wolałbym tu pozostać. Przynajmniej do czasu, aż udowodnię, że mam rację. Chcę, by choć ona tu po mnie została...
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Odbyt – wrota piekieł, czy brama do raju?
Dzisiaj będzie o tych, którzy rżną
w kakao.
Co powoduje, że szczytem rozkoszy może
być dla człowieka babranie się w gównie?
Czy nasz świat, który widzimy wokół
nie jest właśnie taką czarną dupą, pełną odchodów, w której
się znaleźliśmy i z której znikąd światła w tunelu?
O nie.. jest przecież odbyt.. odbyt
jest ujściem tunelu.. przez odbyt możemy dostrzec resztki światła..
Więc dymasz człowieku ten nieszczęsny odbyt i dymasz.
Wchodzisz. Wychodzisz. Wchodzisz.
Wychodzisz.
Pierdolisz i pierdolisz... końca nie
widać.
Potem spuszczasz całe swoje bieżące
napięcie do tej przepastnej dziury i dokładasz się do ogólnego
tam gówna.
Myślisz, że to jest nie w temacie
bloga?
Otóż jest.
Bardzo nawet.
Taka metofora, a jednocześnie całkiem
realne i gorzkie życie.
Pomówmy o energetyce procesu.
Jebanie w odbyt jest jebaniem w
pierwszą czakrę.
To jakbyś pierdolnął w łodygę
rośliny, łamiąc ją i trzepiąc tylko jej korzeń.
Jebanie w pierwszą czakrę jest aktem
niszczenia.
Nie może być inaczej.
Doskonale utrzymuje dymanego na niskim
i podstawowym poziomie energii.
Doskonale usidla go w matriksie.
O to przecież chodzi.. by on nie mógł
się wyzwolić, a i ty poprzez niego.
Wiąże was ta sama energetyka.
Czym to się różni od jebania cipki?
No choćby tym, że cipka kobiety na
starcie jest na drugiej czakrze, seksualno-sakralnej.
Jeśli energia miedzy kochankami
zatrzyma się na tym poziomie, to przynajmniej dodadzą sobie trochę
siły witalnej wzajemnie.
Jeśli jednak kobieta umie poprowadzić
swoją energią, energię kochanka podczas aktu – może wyciągnąć
kundalini znacznie wyżej, przez kolejne czakry, by szczytowanie
obojga odbyło się na dużo wyższym poziomie.
Zalety są spore.. można wyfrunąć
choć na chwilę z tego świata.. całkiem dosłownie.
Można tworzyć, nie niszczyć.
Można powrócić do źródła.
Dlaczego więc ludzie wybierają gówno?
Bo boją się skrzydeł.
Są, jak w tej przypowieści, orłami,
wypadłymi z gniazda, wychowanymi z kurami, orłami, które myślą o
sobie, że nie dla nich marzenia o przestworzach.
Cóż. Ich wybór.
Wybór, nie przeznaczenie.
666
sobota, 25 sierpnia 2012
Wyprzedzić czas
Tyk, tyk... Tyk, tyk... to zgrzyt przesuwających się kołatek. Dom, praca, zakupki, jedzenie, picie, myju-myju... and one more time! And again... and again... and again. A czymże by się zainteresować? Aaa... już wiem. Polityką, państwem, itd. Wypadałoby obejrzeć wiadomości, by wiedzieć co w trawie piszczy. Później posłucham wieczornego wykładu taty. On na pewno będzie wiedział, jak należy żyć. Od dziada pradziada aż po jego dziada, aż od kolejnego dziada no i oczywiście też jego pradziada przekazywane są wartości i życiowe prawidła. Czasem coś tam się zmienia, ulega modyfikacji. Ale nie dziwota, w końcu idziemy z czasem. Wait! Jak to? Czy mam rozumieć, że to co wyznawał dziad mojego dziada stało się nieaktualne? Ups... to znaczy, że nauczania mojego ojca po upływie lat też staną się nieaktualne? Hmm... to smutne. Chyba pora wybudować maszynę czasu, przenieść się do dni ostatecznych, wypatrzyć jakie zasady tam obowiązują, po czym powrócić do nieistniejącej teraźniejszości i według nich czynić... o ile to w ogóle istotne.
373
czwartek, 23 sierpnia 2012
ziemniaczany krąg
Ziemniaki
obierałam długo i powoli. Obracałam w rękach ich szarą, brudną
powierzchnię. Szorstką, ale jednocześnie obrzydliwie jednolitą.
Niekończącą się. Jeden ziemniak był właściwie częścią
następnego, zupełnie jakby podział na poszczególne jednostki był
stworzony tylko dla pozorów. Właściwie mogłam obierać je nie
otwierając oczu, automatycznie zagarniając dłonią jeden za
drugim, jeden za drugim. Tylko czasem zdarzały się w tym ciągu
jakieś elementy nieustępliwe, a to za twarde, a to odbiegające
kolorem od reszty. Ale usunięcie ich nie było wcale trudne.
Wystarczyło je odszukać, rozkroić i wydłubać ostrzem. Większość
poddawała się dość łatwo, a jednostki bardziej skażone chorobą
po prostu w całości lądowały w śmietniku, gdzie już nikt nie
mógł odróżnić ich od łupin pozostałych po zdrowych
egzemplarzach.. Wszystko pływało w tym samym, brunatnoszarym sosie,
który wyciekał później kroplami z worka na śmieci, gdy ktoś
wynosił je na większe wysypiska. Tam albo gniły dalej, albo
rozpadały się albo trafiały do jeszcze większych, centralnych
umieralni. Zdrowa reszta tymczasem spokojnie dryfowała w czystej
wodzie. I właśnie wtedy, gdy wszystko zostało już zrobione, a
skażone części wyrzucone zostały z normalnego obiegu; właśnie
wtedy, gdy mój wzrok zatrzymał się na stojącej spokojnie na stole
misce, uświadomiłam sobie, że był to spokój pozorny. Zresztą
podobnie jak pozorna było czystość wody, w której unosiły się
ziemniaki. Wzniosłość chwili kazała odłożyć mi nóż, ale ten
nie podzielał chyba jej zdania, bo tkwił w miejscu i przyglądał
się całej sytuacji tak, jakby od dawna znał całe losy tego
nędznego świata. Ziemniaki tymczasem nadal tonęły w wodzie, nawet
nie próbując się ratować. Tkwiły tam uparcie, zupełnie jakby
powierzchnia przykrywającej je wody była ze szkła. A ja stałam po
jego drugiej stronie tego lustra tak długo, aż zaczęło kręcić
mi się w głowie. Po paru minutach nie wiedziałam już która
strona jest którą i kto się komu przygląda. W końcu gdy
spoglądasz na ziemniaki, musisz brać pod uwagę fakt, że one także
mogą wpatrywać się w Ciebie. Stoicie więc naprzeciw, a wasza
walka jest bardzo wyrównana. Momentami nawet zauważasz, że któraś
z bulw spogląda na Ciebie z pogardą, zupełnie ignorując Twoje
krągłe zdania i głośne krzyki. Dla nich one nie istnieją, tak
samo jak dla Ciebie nie istnieje ich ziemniaczana mądrość, która
przynosi spokój i ukojenie. Ziemniaki dają się przecież obierać
spokojnie, zupełnie jakby wiedziały, że kiedyś, prędzej czy
później, i tak wrócą w to samo miejsce. Ty możesz być tylko ich
szoferem i sługą, wożącym je z miejsca na miejsce, to tu, to tam,
z jednego końca świata na drugi. Po pracy bawisz się z nimi,
oczyszczasz z brudu i wszelkich zbędności, które mogłyby zakłócić
cały obrót spraw, obierasz i zanurzasz w czystej wodzie, z której
później wyjmujesz je i kładziesz na stół. Cieszysz się chwilą
panowania, spoglądając na pełen talerz, po czym tę samą chwilę
dobrowolnie unicestwiasz i obracasz przeciwko sobie, zgadzając się
na uzależnienie swojego bytu od tego, czy zostawisz talerz z obiadem
pusty czy pełny. Nie zdajesz sobie sprawy, że której z opcji nie
wybierzesz, na końcu i tak przegrasz. Wchłaniasz więc
automatycznie, ze złudnym poczuciem spełnienia. Ale nie chcesz
wiedzieć, że tak naprawdę jest to tylko poczucie poprawnie
spełnionego obowiązku względem bulw, które teraz wchłaniasz,
jednocześnie dając im władzę i dalsze życie. Odchodzisz od
stołu, myjesz zęby, a po kilku godzinach kładziesz się do snu,
wiedząc, że jutro czeka Cię męczący dzień. Niczego nieświadomy
wstajesz więc, myjesz zęby, ubierasz się i wybiegasz, choć tak
naprawdę to nie Ty biegniesz, tylko ziemniaki toczą się dalej.
Kiedyś ktoś je rozsypał, żeby wprawić świat w ruch, a ludzie są
dla nich jedynie podrzędnym środkiem transportu. Ale Ty myślisz,
że biegniesz, więc biegnij. Dotrwaj do końca dnia, odbierz
pieniądze, po drodze wstąp do sklepu, by nabyć coś na dzisiejszy
obiad. Wybieraj starannie, abyś nie musiał zbyt długo siedzieć
nad miednicą z obierkami oddzielając ziarno od plew. W końcu na
świecie jest dużo innych atrakcji, które musisz obsłużyć. Na
koniec umyj ręce. Pamiętaj, nic nie może się odbyć bez umywania
rąk. Ty przecież tylko wykonujesz rozkazy. A ziemniaki toczą się
dalej. W końcu nie bez przyczyny są okrągłe.
033
środa, 22 sierpnia 2012
Osobowość vs Populizm
Rodzimy się, jesteśmy dziećmi - bawimy się, dorastamy. Stajemy się nastolatkami, potem dorosłymi. Stale wyzbywamy się przyjemności, sprawiających radość. Zwłaszcza dlatego, że przybyło nam lat i niektórych czynności po prostu wykonywać już nie wypada. Rezygnujemy z uciechy na własne życzenie. Gdzie odchodzą czasy, kiedy będąc dziećmi robiliśmy to, co naprawdę chcieliśmy? Czy wraz z wiekiem, karmieni populizmem zatracamy swoją osobowość? Niewątpliwie tak. Myślimy samodzielnie - czyżby? Osobiście I don't think so. Raczej korzystamy ze wspólnego mózgu (patrz prawa strona bannera). Chwytamy schematy dostosowując się do nich. Pociągamy za te same sznurki, upodabniając się do siebie. Stajemy się powtarzalni, tacy sami - zwykły plebs! Masa! Osobowość przegrywa z populizmem. Ścinamy dęby, sadzimy chwasty. A te w końcu i tak uschną w zapomnieniu...
373
niedziela, 19 sierpnia 2012
Why?
Jak to się dzieje, że żyję? Dlaczego jestem na świecie? Sam się wepchałem czy ktoś wrzucił mnie siłą? Hmm... nie mam pojęcia. Wszak wydaje mi się, że nie prosiłem o łaskę istnienia. Zostałem wpuszczony w obieg i tak sobie trwam. Nie wiem, w którą stronę iść, nie wiem czy ewentualne osiągnięcia coś we mnie zmienią. Nie wiem też po co i dokąd podążam. Wszystko zdaje się być zagadką nie do rozwiązania...
373
Subskrybuj:
Posty (Atom)