czwartek, 23 sierpnia 2012

ziemniaczany krąg

Ziemniaki obierałam długo i powoli. Obracałam w rękach ich szarą, brudną powierzchnię. Szorstką, ale jednocześnie obrzydliwie jednolitą. Niekończącą się. Jeden ziemniak był właściwie częścią następnego, zupełnie jakby podział na poszczególne jednostki był stworzony tylko dla pozorów. Właściwie mogłam obierać je nie otwierając oczu, automatycznie zagarniając dłonią jeden za drugim, jeden za drugim. Tylko czasem zdarzały się w tym ciągu jakieś elementy nieustępliwe, a to za twarde, a to odbiegające kolorem od reszty. Ale usunięcie ich nie było wcale trudne. Wystarczyło je odszukać, rozkroić i wydłubać ostrzem. Większość poddawała się dość łatwo, a jednostki bardziej skażone chorobą po prostu w całości lądowały w śmietniku, gdzie już nikt nie mógł odróżnić ich od łupin pozostałych po zdrowych egzemplarzach.. Wszystko pływało w tym samym, brunatnoszarym sosie, który wyciekał później kroplami z worka na śmieci, gdy ktoś wynosił je na większe wysypiska. Tam albo gniły dalej, albo rozpadały się albo trafiały do jeszcze większych, centralnych umieralni. Zdrowa reszta tymczasem spokojnie dryfowała w czystej wodzie. I właśnie wtedy, gdy wszystko zostało już zrobione, a skażone części wyrzucone zostały z normalnego obiegu; właśnie wtedy, gdy mój wzrok zatrzymał się na stojącej spokojnie na stole misce, uświadomiłam sobie, że był to spokój pozorny. Zresztą podobnie jak pozorna było czystość wody, w której unosiły się ziemniaki. Wzniosłość chwili kazała odłożyć mi nóż, ale ten nie podzielał chyba jej zdania, bo tkwił w miejscu i przyglądał się całej sytuacji tak, jakby od dawna znał całe losy tego nędznego świata. Ziemniaki tymczasem nadal tonęły w wodzie, nawet nie próbując się ratować. Tkwiły tam uparcie, zupełnie jakby powierzchnia przykrywającej je wody była ze szkła. A ja stałam po jego drugiej stronie tego lustra tak długo, aż zaczęło kręcić mi się w głowie. Po paru minutach nie wiedziałam już która strona jest którą i kto się komu przygląda. W końcu gdy spoglądasz na ziemniaki, musisz brać pod uwagę fakt, że one także mogą wpatrywać się w Ciebie. Stoicie więc naprzeciw, a wasza walka jest bardzo wyrównana. Momentami nawet zauważasz, że któraś z bulw spogląda na Ciebie z pogardą, zupełnie ignorując Twoje krągłe zdania i głośne krzyki. Dla nich one nie istnieją, tak samo jak dla Ciebie nie istnieje ich ziemniaczana mądrość, która przynosi spokój i ukojenie. Ziemniaki dają się przecież obierać spokojnie, zupełnie jakby wiedziały, że kiedyś, prędzej czy później, i tak wrócą w to samo miejsce. Ty możesz być tylko ich szoferem i sługą, wożącym je z miejsca na miejsce, to tu, to tam, z jednego końca świata na drugi. Po pracy bawisz się z nimi, oczyszczasz z brudu i wszelkich zbędności, które mogłyby zakłócić cały obrót spraw, obierasz i zanurzasz w czystej wodzie, z której później wyjmujesz je i kładziesz na stół. Cieszysz się chwilą panowania, spoglądając na pełen talerz, po czym tę samą chwilę dobrowolnie unicestwiasz i obracasz przeciwko sobie, zgadzając się na uzależnienie swojego bytu od tego, czy zostawisz talerz z obiadem pusty czy pełny. Nie zdajesz sobie sprawy, że której z opcji nie wybierzesz, na końcu i tak przegrasz. Wchłaniasz więc automatycznie, ze złudnym poczuciem spełnienia. Ale nie chcesz wiedzieć, że tak naprawdę jest to tylko poczucie poprawnie spełnionego obowiązku względem bulw, które teraz wchłaniasz, jednocześnie dając im władzę i dalsze życie. Odchodzisz od stołu, myjesz zęby, a po kilku godzinach kładziesz się do snu, wiedząc, że jutro czeka Cię męczący dzień. Niczego nieświadomy wstajesz więc, myjesz zęby, ubierasz się i wybiegasz, choć tak naprawdę to nie Ty biegniesz, tylko ziemniaki toczą się dalej. Kiedyś ktoś je rozsypał, żeby wprawić świat w ruch, a ludzie są dla nich jedynie podrzędnym środkiem transportu. Ale Ty myślisz, że biegniesz, więc biegnij. Dotrwaj do końca dnia, odbierz pieniądze, po drodze wstąp do sklepu, by nabyć coś na dzisiejszy obiad. Wybieraj starannie, abyś nie musiał zbyt długo siedzieć nad miednicą z obierkami oddzielając ziarno od plew. W końcu na świecie jest dużo innych atrakcji, które musisz obsłużyć. Na koniec umyj ręce. Pamiętaj, nic nie może się odbyć bez umywania rąk. Ty przecież tylko wykonujesz rozkazy. A ziemniaki toczą się dalej. W końcu nie bez przyczyny są okrągłe.

033

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz