Ziemniaki
obierałam długo i powoli. Obracałam w rękach ich szarą, brudną
powierzchnię. Szorstką, ale jednocześnie obrzydliwie jednolitą.
Niekończącą się. Jeden ziemniak był właściwie częścią
następnego, zupełnie jakby podział na poszczególne jednostki był
stworzony tylko dla pozorów. Właściwie mogłam obierać je nie
otwierając oczu, automatycznie zagarniając dłonią jeden za
drugim, jeden za drugim. Tylko czasem zdarzały się w tym ciągu
jakieś elementy nieustępliwe, a to za twarde, a to odbiegające
kolorem od reszty. Ale usunięcie ich nie było wcale trudne.
Wystarczyło je odszukać, rozkroić i wydłubać ostrzem. Większość
poddawała się dość łatwo, a jednostki bardziej skażone chorobą
po prostu w całości lądowały w śmietniku, gdzie już nikt nie
mógł odróżnić ich od łupin pozostałych po zdrowych
egzemplarzach.. Wszystko pływało w tym samym, brunatnoszarym sosie,
który wyciekał później kroplami z worka na śmieci, gdy ktoś
wynosił je na większe wysypiska. Tam albo gniły dalej, albo
rozpadały się albo trafiały do jeszcze większych, centralnych
umieralni. Zdrowa reszta tymczasem spokojnie dryfowała w czystej
wodzie. I właśnie wtedy, gdy wszystko zostało już zrobione, a
skażone części wyrzucone zostały z normalnego obiegu; właśnie
wtedy, gdy mój wzrok zatrzymał się na stojącej spokojnie na stole
misce, uświadomiłam sobie, że był to spokój pozorny. Zresztą
podobnie jak pozorna było czystość wody, w której unosiły się
ziemniaki. Wzniosłość chwili kazała odłożyć mi nóż, ale ten
nie podzielał chyba jej zdania, bo tkwił w miejscu i przyglądał
się całej sytuacji tak, jakby od dawna znał całe losy tego
nędznego świata. Ziemniaki tymczasem nadal tonęły w wodzie, nawet
nie próbując się ratować. Tkwiły tam uparcie, zupełnie jakby
powierzchnia przykrywającej je wody była ze szkła. A ja stałam po
jego drugiej stronie tego lustra tak długo, aż zaczęło kręcić
mi się w głowie. Po paru minutach nie wiedziałam już która
strona jest którą i kto się komu przygląda. W końcu gdy
spoglądasz na ziemniaki, musisz brać pod uwagę fakt, że one także
mogą wpatrywać się w Ciebie. Stoicie więc naprzeciw, a wasza
walka jest bardzo wyrównana. Momentami nawet zauważasz, że któraś
z bulw spogląda na Ciebie z pogardą, zupełnie ignorując Twoje
krągłe zdania i głośne krzyki. Dla nich one nie istnieją, tak
samo jak dla Ciebie nie istnieje ich ziemniaczana mądrość, która
przynosi spokój i ukojenie. Ziemniaki dają się przecież obierać
spokojnie, zupełnie jakby wiedziały, że kiedyś, prędzej czy
później, i tak wrócą w to samo miejsce. Ty możesz być tylko ich
szoferem i sługą, wożącym je z miejsca na miejsce, to tu, to tam,
z jednego końca świata na drugi. Po pracy bawisz się z nimi,
oczyszczasz z brudu i wszelkich zbędności, które mogłyby zakłócić
cały obrót spraw, obierasz i zanurzasz w czystej wodzie, z której
później wyjmujesz je i kładziesz na stół. Cieszysz się chwilą
panowania, spoglądając na pełen talerz, po czym tę samą chwilę
dobrowolnie unicestwiasz i obracasz przeciwko sobie, zgadzając się
na uzależnienie swojego bytu od tego, czy zostawisz talerz z obiadem
pusty czy pełny. Nie zdajesz sobie sprawy, że której z opcji nie
wybierzesz, na końcu i tak przegrasz. Wchłaniasz więc
automatycznie, ze złudnym poczuciem spełnienia. Ale nie chcesz
wiedzieć, że tak naprawdę jest to tylko poczucie poprawnie
spełnionego obowiązku względem bulw, które teraz wchłaniasz,
jednocześnie dając im władzę i dalsze życie. Odchodzisz od
stołu, myjesz zęby, a po kilku godzinach kładziesz się do snu,
wiedząc, że jutro czeka Cię męczący dzień. Niczego nieświadomy
wstajesz więc, myjesz zęby, ubierasz się i wybiegasz, choć tak
naprawdę to nie Ty biegniesz, tylko ziemniaki toczą się dalej.
Kiedyś ktoś je rozsypał, żeby wprawić świat w ruch, a ludzie są
dla nich jedynie podrzędnym środkiem transportu. Ale Ty myślisz,
że biegniesz, więc biegnij. Dotrwaj do końca dnia, odbierz
pieniądze, po drodze wstąp do sklepu, by nabyć coś na dzisiejszy
obiad. Wybieraj starannie, abyś nie musiał zbyt długo siedzieć
nad miednicą z obierkami oddzielając ziarno od plew. W końcu na
świecie jest dużo innych atrakcji, które musisz obsłużyć. Na
koniec umyj ręce. Pamiętaj, nic nie może się odbyć bez umywania
rąk. Ty przecież tylko wykonujesz rozkazy. A ziemniaki toczą się
dalej. W końcu nie bez przyczyny są okrągłe.
033
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz